Lenny Valentino. I kropka.

Kiedy kilka lat temu moje muzyczne zainteresowania zaczęły wykraczać poza typowo popularne zespoły i piosenki, zakochałam się w Myslovitz. Potem zakochałam się w Rojku. Kwestią czasu było zakochanie się w jego najpiękniejszym dziecku. Lenny Valentino.

Przez jakiś czas zupełnie ignorowałam to „coś” kiedy czytałam informacje o Myslo, czy o Rojku właśnie, wydawało mi się, że Lenny to jakiś kompletnie kosmiczny projekt, tak alternatywny, że nawet nie ma się co za niego brać. Dużo się nie pomyliłam. Jest kosmiczny i jest alternatywny. Ale kiedy jednak się już zapoznałam z całą pierwszą i jedyną płytą zespołu, klęłam na samą siebie, że nie zrobiłam tego wcześniej.

Panie i Panowie. Dzisiaj o najpiękniejszej, najbardziej napakowanej emocjami, najbardziej rozdzierającej i drażniącej uczucia płycie we wszechświecie. Uwaga! Jedzie Tramwaj. Oczywiście, nie będzie to recenzja, bo tych nie potrafię pisać. Ode mnie możecie dostać za to historię, jak dla mnie niesamowicie smutną i piękną, w której centrum znajduje się mały chłopiec, jego marzenia, a być może przede wszystkim, jego lęki. Muzyka zlewa się z tekstem idealnie. Tą płytę się odczuwa.

  • Artur Rojek (1998–2001) — śpiew, gitara (Myslovitz)
  • Mietall Waluś (1998–2001) — gitara basowa, chórki (Penny Lane, Negatyw, Kurtyna)
  • Michał Koterba (1998–2000) — gitara elektryczna (Korbowód)
  • Wojciech „Lala” Kuderski (1998–1999) — perkusja (Myslovitz, Penny Lane)
  • Bartosz Królikowski (1999–2000) — perkusja
  • Maciej Cieślak (2000–2001) — gitara (Ścianka)
  • Arkady Kowalczyk (2000–2001) — perkusja (Ścianka)
  • Jacek Lachowicz (2000–2001) — klawisze (Ścianka)

Projekt miał swój początek w 1998 roku, jednak dopiero w 2001 została wydana płyta, uznawana, za jeden z najlepszych polskich albumów, jakie kiedykolwiek się ukazały. Z okazji 10-lecia, w 2011 roku, wydano reedycję, na wieść o której popłakałam się jak dzieciak, bo pierwsze wydanie było wręcz niemożliwe do zdobycia, a na aukcjach osiągało ceny powyżej 100 zł, a ja mimo wszystko na piniondzach nie śpię, a przynajmniej nie na takich, które bym mogła wydać na jedną, używaną płytę. Dlatego jak tylko dowiedziałam się o reedycji, zamówiłam krążek w przedsprzedaży. Przy rozpakowywaniu paczki łapki mi się trzęsły, taka byłam szczęśliwa.

Historia zaczyna się już na okładce i samym tytule. Kiedy Artur był dzieckiem, pod oknem domu, w którym mieszkał, tramwaj śmiertelnie potrącił człowieka. Stąd tytuł. Okładka natomiast została stworzona przez nauczyciela plastyki, który uczył Artura w podstawówce, Krzysztofa Kusia. Tytuł i nazwa zespołu to autentyczny zapis dziecka, a konkretniej syna tego właśnie nauczyciela, Kuby.

Co jest w tej płycie najlepsze? Wszystko. A to wszystko zgrywa się ze sobą więcej niż idealnie. Głos Rojka, sposób, w jaki perkusja nadaje rytm, magiczne miauczenie gitar i bardzo osobiste teksty sprawiają, że kiedy słucham utworu za utworem, dosłownie czuję, że latam.

Jednak żeby poczuć tę muzykę lepiej i zacząć współczuć emocje w niej zamknięte, trzeba znać trochę faktów z życia Artura. Wychował go w zasadzie dziadek.

Dziadek Lucjan pochodził z okolic Poznania. Do Mysłowic trafił z oddziałem wojska. Poznał babcię i już został. Zatrudnił się w kopalni. Zawsze powtarzał Arturowi, żeby tylko nie przyszło mu do głowy zostać górnikiem. Dziadek był bardzo ważną postacią jego dzieciństwa. Jeden z niewielu mężczyzn w jego najbliższym otoczeniu. Był jeszcze trener z sekcji pływackiej przy klubie Górnik 09 Mysłowice, do której Rojek trafił już w podstawówce.

Trenował na terenie kopalni – basen 25 metrów, cztery tory, codziennie od 6.15 rano i później po szkole. Trwało to dziesięć lat, do 17. roku życia. To właśnie wtedy Artur nauczył się podstawowych chwytów na gitarę. Szybko jednak stracił zapał do „wiosła”. Za to w 1985 roku został mistrzem Polski juniorów w pływaniu. Wiele lat później powie, że pływanie było dla niego wtedy takim zespołem Myslovitz, a pogoń za sukcesami – w pływaniu, a następnie w muzyce – była podświadomą potrzebą zwrócenia na siebie uwagi. Potwierdzenie swych odczuć znalazł w krótkiej wypowiedź Tymona Tymańskiego, którą gdzieś kiedyś przeczytał, o tym że frontmanami zostają zazwyczaj faceci, którzy mają problem z ojcem. Wiedział, że coś w tym musi być i nawet przeszła mu przez głowę myśl, że to całe jego dotychczasowe życie jest być może jedną wielką próbą nawiązania z nim kontaktu. Spotkania z ojcem.

Rodzice Artura się rozwiedli, gdy miał półtora roku, więc ojca nie może pamiętać z dzieciństwa. – Wydawało mi się, że jak go poznam, to wiele spraw zacznie mi się wyjaśniać. Dużo czasu i energii poświęciłem, żeby zdecydować ostatecznie o wzięciu odpowiedzialności za rodzinę, o ślubie, posiadaniu dziecka, wewnętrznej zmianie. I postanowiłem, że jeszcze przed urodzinami mojego syna spotkam się z ojcem, po raz pierwszy w życiu – mając 35 lat. I to był moment zwrotny – przyznaje Rojek.

– Pojęcie ojca było dla mnie pojęciem abstrakcyjnym, dlatego ciężko było mi wyobrazić sobie siebie w roli ojca. Nikt nie dał mi przykładu, jak relacje syn-ojciec i ojciec-syn powinny wyglądać, jedynie dziadek, ale to nie był mój ojciec. Sam moment podjęcia decyzji o spotkaniu, telefon, umówienie się… Nawet bez kontynuacji były dla mnie na tyle ważne, że od razu poczułem się dzięki temu silniejszy. Worek się otworzył i kamyczki się rozsypały, teraz chodzę i je zbieram jeden po drugim, podnoszę i układam je z powrotem.

Spędzili ze sobą dwie godziny. To, o czym rozmawiali, miało dla Artura drugorzędne znaczenie. Najważniejsza była decyzja, żeby
w ogóle się spotkać. Nie dlatego, że teraz mają z ojcem świetny kontakt. Nie mają. – Nie było go przez 35 lat i nie jesteśmy w stanie tego odtworzyć, ale też nie czuję takiej potrzeby – tłumaczy Rojek. – Niemniej spotkanie dało mi o wiele więcej, niż gdybym do dziś się upierał, że go nie potrzebuję, że mnie to nie interesuje. Nie, to mnie interesowało, cały czas czułem taką potrzebę. Samo obserwowanie go, popatrzenie mu w oczy, słuchanie jego głosu jest odpowiedzią na wiele moich pytań. Myślę, że to spotkanie bardzo mi pomogło
w tym, jakim ojcem dziś jestem.

– facet.onet.pl  za Malemen

Płyta składa się z 10 utworów i powinnam napisać chociaż kilka słów o każdym. Przy niektórych zatrzymam się na dłużej, a na pewno przy jednym, bo jest to moja ulubiona piosenka, nie tylko z tej płyty, ale w ogóle.

Zniszczyłaś to czy zniszczyłem to ja
Piosenka mówiąca o rozstaniu. Na białych drzwiach widać wciąż ślady wczorajszej miłości.
Karuzele Skutery Rodeo
Piosenka przesycona dziecinną radością.  Dosłownie widać podczas jej słuchania biegające w letnim słońcu dzieci. Artur napisał ten tekst na podstawie własnych wspomnień. Kiedy do Mysłowic przyjeżdżało wesołe miasteczko i cyrk, było to wielkie święto i nie można było tego przegapić. Co roku chodził tam z dziadkiem.
Jesteśmy dla siebie wrogami
… choć mamy ten sam rozmiar butów. Piosenka napisana pod wpływem tego, co działo się kilkanaście lat temu, jakimś konfliktem zbrojnym, nie jestem pewna, ale chyba chodziło o jakąś wojnę domową. Utwór urywa się nagle, tak jak urywa się porozumienie między ludźmi.
Chłopiec z plasteliny
Rojek wspominał, że gdy był małym dzieckiem, lepił dużo rzeczy z plasteliny. A ten kawałek, to dosłownie jeden rok z jego dzieciństwa, zamknięty w kilku wersach. Same wspomnienia. Dla mnie to jest tak bardzo rozczulające, kiedy dorosły facet wspomina w taki sposób takie szczegóły. Sernik, misie, plastelina.
Dzieci 2
To kawałek poskładany z sampli nagranych w Mysłowickim przedszkolu, kiedy zapytano dzieci, o czym marzą.
Uwaga! Jedzie tramwaj
Kolejna porcja zapamiętanych oczami dziecka wspomnień. I to zamkniętych dosłownie w czterech wersach. To cały tekst piosenki.
Ulice spalone słońcem, motyle cytrynki…
W wannie gumowe rybki, dzieci kochają delfiny…
Uwaga, jedzie tramwaj, gdy jedzie, ziemia się trzęsie…
Trzęsie się cały mój świat…
Dom nauki wrażeń
Myślę, że w tym kawałku czuć to, że dzieciństwo Artura nie było pełne, pomimo starań dziadków. Brakowało mu ojca. Nie miał wzorca. I to właśnie tego szuka. Tego domu, w którym będzie wszystko.
Dla taty
Ta piosenka jest przerażająca. Jest piękna i przerażająca. I tak autentyczna, że przeraża tym jeszcze bardziej. Wyobraźcie sobie dziecko opuszczone przez rodzica wypowiadające te słowa.


Dotknij mnie, dotknij mej twarzy
Zobacz jak zimna jest, gdy nie patrzysz
Zabierz mnie, prowadź mnie dalej
Podaj mi rękę nim całkiem zwiędnę

Zgubiłem siebie
A wszystkie złe kwiaty rosną
na ciele, gdy na mnie nie patrzysz
Z każdym dniem jest ich więcej
I więcej niż mnie, więcej niż mnie

On mówił do mnie – zapomnij o mnie
Nie patrz już na mnie i nie mów o sobie
Zapomnij kim kim byłem, kim jestem, kim będę
Zapomnij na zawsze i nie mów nic więcej

A teraz przyszła pora na moją ulubioną piosenkę wszech czasów.
Trujące kwiaty
Jeśli miałabym wybrać jedną jedyną piosenkę, której będę słuchać do końca życia, byłaby to ta właśnie. Ona mnie zaczarowała. Ale tak na amen. Jeśli kiedyś mieliście tak, że leżeliście i po prostu słuchaliście jednego kawałka w kółko, a przy tym mieliście naprawdę ciary i nie wiedzieliście sami, czy płakać, bo ona jest taka cudowna, czy się śmiać, bo ona jest taka cudowna, i uczucie to towarzyszyło wam potem przy każdym jej przesłuchaniu – wiecie, o czym mówię. To jest piękno. Przez duże py 🙂 No ja nawet nie mam słów, żeby… No nie mam 😀
Otto Pilotto
Pierwszy utwór Lenny Valentino, z jakim miałam styczność. Słuchałam sobie Offensywy w Trójce, akurat kiedy puszczali fragmenty Offensywy DeLuxe z wcześniejszych lat. I najbardziej spodobało mi się właśnie nagranie live tego kawałka, gdzie główny akompaniament to była gitara akustyczna i harfa. Prześlicznie to brzmiało. Myślę, ze gdybym jako pierwsze usłyszała nagranie studyjne, to nie byłabym taka chętna do poznania reszty albumu. Szukałam na youtubie tą wersje live, ale nie ma. Wpiszecie w google „Otto Pilotto offensywa” to coś znajdzie na pewno. Nie wiem, czy nie ma tego nagrania na reedycji płyty. W każdym razie jest na pewno nagranie live, tylko nie wiem, czy z tego koncertu. Gdzieś przeczytałam, że utwór jest o jakimś pilocie, co byłoby w sumie adekwatne do tytułu 🙂

Z perspektywy czasu nie mniej przełomowy od produkcji albumu „Uwaga! Jedzie tramwaj” okazała się jego warstwa literacka. – Te teksty dotyczyły, w sposób mniej lub bardziej bezpośredni, mojego dzieciństwa, emocji, które zbierałem w sobie całymi latami – wyjaśnia Rojek.

Bardziej dosadnie ujmuje sprawę Paweł Jóźwicki: – Piosenki Myslovitz dotyczyły najczęściej miłości, a Lenny’ego Valentino życia rodzinnego, a raczej tego, jak ono nie powinno wyglądać.

– Spotkałem się wtedy z oskarżeniami o ekshibicjonizm – przyznaje Rojek. – Ale wydaje mi się, że te teksty dotyczyły przeżyć bardzo uniwersalnych i właśnie dzięki temu się nie zestarzały…

– wywiad dla Trójki

TUTAJ  (player nad zdjęciem) możecie posłuchać audycji „Historia pewnej płyty”, która w całości jest poświęcona właśnie temu cudeńku.

Dla mnie to nie tylko jedna z najlepszych polskich płyt. Odebrałam ją tak dziwnie i  tak mocno osobiście, że oceniam ją w innych kategoriach, niż np. mój ulubiony „Bar Mleczny Korova”, który jest jednym z moich ulubionych albumów.  Tak, jak napisałam gdzieś na początku. „Uwaga! Jedzie tramwaj” się odczuwa. A jeśli ktoś odczuwa ją tak bardzo intensywnie, jak ja, to nie może jej oceniać tak po prostu, jak każdy inny album. Nie żeby Korova była każdym innym, nie nie nie!

Są 3 rodzaje płyt:

  • „Uwaga! Jedzie tramwaj”
  • płyty Myslovitz
  • inne płyty
No. To chyba dobrze obrazuje to, o co mi chodzi 🙂 O Tramwaju mówi się, że jest „Sklepami Cynamonowymi” polskiej alternatywy. No i taka prawda.  A ja się zakochałam i w sklepach Schulza i w sklepach Rojka. Ale w tych drugich bardzo bardziej.
A na koniec sobie jeszcze wrzucę jedno z moich ulubionych zdjęć Myslovitz. Jeszcze przed Przemkiem Myszorem, w czasach potrójnego M – zespół Myslovitz, płyta Myslovitz, singiel Myslovitz.